czwartek, 13 października 2016

Kruszon jabłeczny (Zakopane 1918)

Na taki kruszon najlepsze są jabłka złote renety, które mają silny zapach. Obrać je jak najcieniej, pokrajać w talarki i na 4 funty jabłek nalać 2 litry wody, wcisnąć sok z dwóch cytryn, włożyć skórkę cytrynową z 1/2 cytryny cieniutko skrajaną, wsypać pół funta miałkiego cukru, przykryć i pozostawić przez 12 godzin. Potem wycisnąć sok przez płócienny worek i postawić w wazie na lodzie. Przed wydaniem wlać butelkę szampańskiego wina z lodu i podać w szklaneczkach ze słomkami. Jest to wyborny napój do tańca.
Wino szampańskie tak jak do wszystkich kruszonów może być w tańszym gatunku, czyli węgierski lub krymski szampan.

niedziela, 2 października 2016

Marmelada z winogron (Zakopane 1918)

Na marmeladą z jagód w innych (winogron) nadają się równie dobrze grona niedojrzałe jak i dojrzałe. Jednakże marmelada wyrabiana z dojrzałych gron, jest znacznie lepsza i nie potrzebuje także tyle cukru. Funt słodkich jagód winnych miesza się z funtem utłuczonego cukru i gotuje wolno, mieszając ciągle aż do zgalarecenia; ziarnka, które podczas gotowania wypłyną na wierzch, należy usunąć. Po ostudzeniu napełnia się słoiki do przechowania.

wtorek, 19 lipca 2016

Marynowanie korniszonów (Warszawa 1914)

Drobne ogóreczki wytrzeć mocno, następnie posolić je,zostawić w soli przez 24 godzin, poczem znów Wytrzeć. Mocny winny ocet przegotować ze zwyczajnym pieprzem, z angielskiem zielem i bobkowemu liśćmi, a przestudzonym zalać korniszony ułożone w słoju.
Nazajutrz znów ziać ocet, przegotować i ostudzonym zalać i tak postąpić ze trzy razy pod rząd.
Jeżeliby podczas zimy korniszony zaczęły pleśnieć, trzeba zaraz ocet odlać i znowu świeżym przegotowanym zalewać. Korniszony należy pierw do sucha wytrzeć.

środa, 29 czerwca 2016

Truskawki na konfitury (Warszawa 1914)

Truskawki świeże przebrać, obrać z korzonków, umaczać każdą w araku lub w spirytusie i ułożyć na sicie, by wyschły. Ugotować syrop z dwóch funtów cukru, wyszumować i na wrzący ulep wrzucić truskawki i smażyć je w nim przez kwadrans, strząsając kilkakrotnie naczyniem, by się równo smażyły i nie przywarły do rondla. Gdy syrop będzie gęsty odstawić, a gdy ostygnie złożyć do słoików. Osad trzeba w rondlu zostawić, bo zawsze są w nim pestki z truskawek i pozostałości z brudu.

sobota, 25 czerwca 2016

Marmelada czyli słodzone powidła (Zakopane 1918)

Marmelada jest to z cukrem zaprawiony i przez mierne wygotowanie zgęszczony owoc. Można wyrabiać marmeladę z wszystkich gatunków owoców i jagód, tak z każdego osobno jak i mieszanych, o ile, przestrzegając słodkość i kwas owocu przez dobre zestawienie, smak się wyrówna. Dojrzale owoce wydają najlepszy produkt, bo mają pełen smak owocowy i najwięcej cukru. Smak marmelady zależy przedewszystkiem od dobroci, rodzaju i gatunku owocu.
Przed użyciem trzeba owoc oczyścić i wykroić nagniłe i robaczywe miejsca. Ażeby się łatwo i dobrze przegotował, rozdrabnia go się. Strugania i odrzucania pestek się nie zaleca, bo w nich znajduje się dużo aromatycznych substancyi, które dają marmeladzie ów charakterystyczny smak. Oprócz tego znajduje się w nich t. zw. pektoza, materyał galaretowy, który jest warunkiem do gęstości marmelady.
Umyte i rozdrobione owoce gotuje się aż domiękkości na patelce owocowej z trochę wody albo w garnku parowym. W wielkich gospodarstwach domowych używa się do zgęszczenia parowego kotła z przyrządem do mieszania. W fabrykach konserw owocowych odbywa się gotowanie w t. zw. Autoklawach, w których można pomieścić wielkie ilości owocu.
Główną jest rzeczą, że mieszając pilnie przy małym dodatku wody lub gotując w garnku parowym, którego dna ogień nie narusza, zapobiega się przypaleniu. Do mieszania używa się dobrze wyparzonej łyżki drewnianej. Z żelazem owoc nie powinien się stykać, gdyż inaczej czernieje. Po rozgotowaniu na papkę, należy owoc przetasować. W gospodarstwie domowem wystarczy do tego sito włosiane, a jeszcze lepiej maszyna do przetasowania, która przy przerabianiu owocu daje znakomite usługi i wydaje równą masę. Lepiej wsadzić grube sito, ponieważ od niedawnego czasu marmelady grubomięsne cieszą się większym popytem. Maszyną do fasowania można zresztą produktowi nadać każdą życzoną miałkość.
Dwukrotne przetasowanie, wpierw przez grube, potem przez cieńsze sito, podług upodobania, daje zupełnie równą marmeladę, dobrą do smarowania. Dla tych, którzy wyrabiają dużo marmelad, powideł itp. — maszyna jest niezbędną.
Przetartą masę owocu waży się i wkłada znów na patelnię lub w kocieł celem zgęszczenia, które osięgnąć się powinno w 20 minutach. Marmelada musi spadać z łyżki kłębami, lub przy wymieszaniu nie powinna zaraz się stęgnąć, natenczas gęstość jest dobra. Teraz dokłada się na 2 funty masy, 1 – 1½ funta cukru, przegotuje się jeszcze nieco i marmelada gotowa.

Za długie gotowanie ściemnia kolor i ułatwia przypalenie. Dlatego trzeba brać możliwie mało wody przy pierwszem zagotowaniu owocu. Marmelada musi posiadać kolor odpowiedni do mięsa odnośnego gatunku owocu i posiadać ów charakterystyczny smak owocowy. Dodanie cukru można pominąć zupełnie, jeżeli wygotowaną marmeladę wkłada się zaraz w gorące kamienne naczynia, zamykając je szczelnie. Przez to zaoszczędzi się wielkich wydatków na cukier, potrzeba atoli odpowiednich naczyń z szczelnem zamknięciem. Zawiązywania papierem pergaminowym, błoną czyli pęcherzem i t. p. nie można nazwać szczelnem, pewnem zamknięciem.
Do konserwowania marmelad potrzeba większego dodatku cukru i dlatego cukrzoną marmeladę można przechowywać w zawiązanych naczyniach, niecukrzona zaś fermentuje. Niecukrzona marmelada potrzebna jest często w piekarniach i cukierniach do doborowego pieczywa, oraz w wielkich domowych gospodarstwach; także w fabrykach konserwów w ten sam sposób ją przechowują, aby ją w razie potrzeby cukrem zaprawić i przerobić.
Przedwczesne dodanie cukru przy spowodowałoby zbrunacenie, bo cukier przez gotowanie brunaci się ("karmeluje“).
Biorąc cukier miałki, miesza się łatwiej i równiej, niż przy użyciu cukru w kostkę. Można też cukier rozpuścić i dodać go w postaci gęstawopłynnej. Ilość cukru zależy zawsze od słodyczy owocu i własnego upodobania; dlatego też liczby, podane w przepisach, uważać można tylko jako przeciętne.

poniedziałek, 15 lutego 2016

Cztery razy barszcz! (Warszawa 1929)

BARSZCZ
Sześćdziesiąt deka wołowiny z kością kruchą, lub jeszcze lepiej z rurą, i dwadzieścia deka wędzonego boczku nastawić w dwóch i pół litrach wody z marchwią, pietruszką, cebulą, listkiem, pieprzem i zielem. Gdy się zagotuje, zszumować dokładnie, włożyć mały, młody grzybek suszony i gotować wolno, aż mięso zmięknie. Dalej można barszcz przyprawić dwoma sposobami: albo włożyć w na wpół ugotowany barszcz pół kilo surowych buraków ćwikłowych, pokrajanych w cienkie paski, gotować, aż zmiękną, dodać w innego octu do smaku, lub lepiej kwasu, zrobionego z buraków (barszcz), zagotować raz tylko z kwasem. Przy tym sposobie buraki gotowane, a z niemi i barszcz, zupełnie kolor stracą, odzyskują go jednak po dodaniu octu lub kwasu buraczanego. Drugi sposób polega na upieczeniu lub ugotowaniu buraków w łupinkach; obrane ze skórki, kraje się maleńkie paski i wkłada w gotowy rosół na kilka minut przed podaniem. Zaprawia się tak samo, jak uprzedni, octem lub barszczem. Gdyby barszcz był zbyt blady, można utrzeć surowy burak ćwikłowy, położyć tę masę na gęstem sitku, przez to sitko przelać barszcz, a nabierze ładnego koloru. Na podstawie takiego barszczu robi się wszystkie jego odmiany.

BARSZCZ WOŁYŃSKI
Początkowo się gotuje, jak w przepisie pierwszym; wraz z burakami wkłada się don pół główki kapusty białej, pokrajanej na ćwiartki. Na pół godziny przed podaniem kraje się w paski marchew i pietruszkę z rosołu, dodając parę kartofli, pokrajanych w kostkę, i kilka świeżych pomidorów. Nakoniec do wazy wkłada się kilka łyżek oddzielnie ugotowanej fasoli. Zakwasza się barszczem lub octem przed samem podaniem. Oprócz pokrajanego boczku można do tego barszczu włożyć pokrajane mięso ze smaku, parówki, raz zagotowane i pokrajane w kostkę, obgotowanej kiełbasy każdego rodzaju (byle nie z czosnkiem). Jest oczywistem, że do tak posilnej zupy już żadnych grzanek, ani pasztecików się nie dodaje.

BARSZCZ LITEWSKI
Robi się zupełnie, jak w przepisie pierwszym, tylko podaje się z uszkami lub gałkami. Na uszka należy usiekać mięso, ugotowane w zupie, zmięszać z przesmażoną na maśle cebulą, osolić, popieprzyć do smaku i ostudzić. Zagnieść ciasto z trzydziestu deka mąki, jednego jajka, soli i wody. Ciasto powinno być nieco wolniejsze, niż na kluseczki krajane; krajać je na równe, małe czworokąty, kłaść po łyżeczce od kawy farszu, zaciskać brzegi, łącząc je w kształcie uszka.
Gdy wszystkie zrobione, przed samym obiadem ugotować je oddzielnie w dobrze osolonym wrzątku, włożyć do wazy i zalać barszczem. O ile chcemy mieć zamiast uszek gałki, musimy z mięsa, gotowanego na smak zarezerwować dwadzieścia deka surowego, przepuścić je przez maszynkę z pięcioma deka łoju, dodać cebulę, utartą na tarce, trochę pieprzu, majeranku, łyżkę tartej bułki, soli do smaku; uformować gałki wielkości małego, włoskiego orzecha, utarzać w mące. Na dziesięć minut przed podaniem wrzucić je na gotujący się barszcz, przykryć garnek pokrywą. Gdy spłyną na wierzch, można zupę podawać. Podaje się też barszcz litewski z suchą wędzoną kiełbasą, ugotowaną w barszczu i pokrajaną w cieniuchne płatki.
BARSZCZ JARSKI LUB POSTNY
Wszystkie wyżej podane rodzaje barszczu można robić na smaku z jarzyn tylko należy wtedy brać ich podwójną ilość na smak, dodając parę, lub nawet więcej, suszonych grzybków. Śmietany do zabielania bierze się też nieco więcej, a do zup czystych wkłada do wazy dobrą łyżkę śmietankową masła. Zamiast uszek mięsnych, można w takim razie zrobić uszka grzybowe - z grzybków, ugotowanych w smaku, paru łyżek oddzielnie ugotowanego ryżu i cebulki, przesmażonej na maśle.

czwartek, 4 lutego 2016

Racuszki (Warszawa 1915)

Na kwartę mąki wziąć 4 całe jajka, 2 łuty drożdży, troszkę soli, pół kwarty mleka i rozczynić; jak wyrośnie, posypać stolnicę mąką, nabierać ciasta łyżką, umoczoną w tłuszczu, na jakim smażyć się mają, i układać bułeczki.
Potem rozgrzać mocno szmalec na patelni, kłaść weń racuszki, jak się zrumienią, przewracać ostrożnie na drugą stronę. Po usmażeniu obsypać cukrem.
Postne racuszki rozczyniają się wodą bez jajek i mleka, z dodaniem jednak drożdży, i smażą na oleju. Poczem obsypują się także cukrem.

wtorek, 2 lutego 2016

Pączki zwyczajne (Kraków 1908)

Cztery łuty drożdży, ½ kwarty mleka, 1 f. mąki, zarobić rozczyn, niech wyrośnie; 10 całych jaj, 2 łuty skórki pomar. utartej, 2 łuty gorzkich migdałów, drobno utartych, ½ f cukru, zagrzać, wlać do rozczynu wyrośniętego, wymieszać, dodać 3 f. mąki, ciasto dobrze wyrobić, nakoniec wlać ½ f. masła sklarowanego i, wymiesiwszy doskonale, postawić ciasto w cieple, aby wyrosło. Dalej postępować jak z pączkami parzonymi.

Pączki parzone (Kraków 1908)

Pół kwaterką mleka wrzącego zaparzyć 4 łuty mąki, niech ostygnie; 4 łuty drożdży rozpuścić w kwaterce mleka letniego i płyn ten wlewać powoli w zaparzenie, rozcierając dobrze, aby nie było grudek; potem dodać pół funta mąki i zarobić rozczyn, który postawić w cieple, niech podejdzie. Tymczasem 10 całych jaj, 5 żółtek, 4 łuty skórki pomar. drobniutko posiekanej, 2 łuty gorzkich migdałów utartych, ½ f. cukru miałkiego, zagrzać razem na ogniu, mieszając, aby się nie przypaliło; masę tę wlać do rozczynu wyrośniętego i razem wyrobić; potem dodać 3 funty mąki, znów ciasto wyrabiać, wlać ½ funta ciepłego masła sklarowanego, miesić tak długo, aż ciasto zacznie odstawać od ręki, wtenczas je nakryć i postawić w cieple, niech w dwójnasób wyrośnie. To ciasto wyrzucić na stół lub stolnicę, grubo posypaną mąką, potem odkroiwszy kawał ciasta, zrobić ręką gruby wałek, który ostrym nożem pokrajać w równe części nie za duże i układać na stole, stroną przeciętą do góry. Na każdy kawałek ciasta ułożyć 2—3 wiśni, albo małą łyżeczkę marmolady wiśniowej lub powideł, potem tę konfiturę zawinąć ciastem i stroną zawiniętą kłaść pączki na deski lub blachy, wyłożone płótnem i wysypane mąką; postawić w cieple, około 3 kwadranse, niech wyrosną. Smażyć pączki można w szmalcu wieprzowym lub w tłuszczu wołowym czyli fryturze, albo też brać w połowie jednego i drugiego. Tłuszcz wołowy ma tę wyższość nad szmalcem, że nie posiada żadnego zapachu i nie wsiąka też tak w ciasto, jak szmalec. Naczynie do smażenia powinno być obszerne, a tłuszczu dużo, żeby pączki wygodnie mogły pływać, wkładać je należy dopiero wtenczas, kiedy tłuszcz jest mocno gorący, co się poznaje w ten sposób: wziąwszy patyczek czysto ustrugany, umaczać jeden koniec w zimnej wodzie i zaraz go zanurzyć w tłuszczu; jeżeli zacznie pryskać i syczeć, to znaczy, że można już kłaść pączki; zawcześnie włożone ciasto zbyt nasiąka tłuszczem i przez to będzie ciężkie i lepkie. Gdy się pączki z jednej strony zrumienią, przewrócić je patyczkiem na drugą stronę, a chcąc się przekonać czy usmażone, należy jeden przekłóć patyczkiem, a jeżeli choć trochę ciasta się na nim pozostanie, to smażyć dłużej. Usmażone pączki wyjmować łyżką durszlakową, na sito, a gdy osiąkną, maczać gorące w następującej glazurze: na proporcyę, wyżej podaną, wziąć 2 funty pomady (patrz pomada czyli glazura do ciastek), którą na miseczce rozcierać łyżką drewnianą, wlewając powoli pół szklanki araku, potem dodać skórkę obtartą z całej cytryny, i sok naciśnięty z niej i razem rozetrzeć. Płyn powinien być zawiesisty tak, aby się na pączkach zatrzymywał; gdyby się okazał za gęsty, dodać trochę zimnej wody — lub przesypywać cukrem z wanilią.

Pomada czyli glazura do tortów, bab, strucli i wszelkiego rodzaju ciast (Kraków 1908)

Na 3 f. cukru wziąć 3 kwaterki wody, dobrze wymieszać, postawić rondelek na ostrym ogniu i gotować, szumując starannie. Kiedy już cukier sklarowany, wlać 1 łyżkę octu, a maczając pędzelek w zimnej wodzie, zwilżyć kilka razy rondel tuż nad powierzchnią cukru; następnie nakryć hermetycznie, aby się para nie ulatniała, kilka razy zagotować na ostrym ogniu, uważając, żeby cukru nie gotować za długo. Cukier na pomadę gotuje się »do n i t k i«, a stopień ten poznaje się w następujący sposób. Mieć przygotowany gładko ustrugany patyczek i kiedy po dodaniu octu cukier zaczyna się gotować, zanurzyć patyczek najpierw w cukrze i zaraz w zimnej wodzie, po chwili zdjąć palcami cukier pozostały na patyczku, a trzymając palce ciągle w zimnej wodzie, kulać, aż się utworzy gałeczka, która gdy zupełnie miękka, oznacza, że pomada gotowa, gdy zaś gałka twarda jak kamień, to,cukier przegotowany i niezdatny do użycia. Pomadę gotową zdjąć z ognia, zaraz wylać na zimny marmur lub kamień skropiony wodą, albo na płaską miskę kamienną, którą również wodą zimną skropić i skrapiać od czasu do czasu powierzchnię zimną wodą, aż cukier zastygnie; wtenczas łyżką drewnianą lub kopystką dobrze mieszać, aż się zrobi biały i stwardnieje. Masę tę złożyć na miseczkę, a chcąc ją zużytkować, wziąć kawałek do rondelka, zagrzać, aby była letnia, wlać wody tyle tylko, ile potrzeba, aby ją rozrzedzić, i dodać kilka kropel jakiego smaku, stosownie do potrzeby, jak: araku, olejku cytrynowego, miętowego i t. p., albo dodać trochę kakao w proszku, a będzie p o m a d a czekoladowa, a gdy potrzeba do mazurków lub ciast różnych, pomadę różową lub zieloną, zakolorować karminem lub Bretonem zielonym. (Patrz farby do ciast). Do tortów i ciast powinna być pomada gęściejsza, do strucli, bab, placków, rzadsza.

Wyborne pączki (Warszawa 1913)

Do ćwierć litra słodkiej śmietanki lekko zagrzanej, ale nie przegotowanej, wbić 12 żółtek, 5 łyżek stołowych sklarowanego młodego masła, 6 łyżek miałkiego cukru, 4 dkg. drożdży, posolić i wszystko doskonale razem ubić na pianę, potem wsypać 1 ft. ryżanej suchej mąki, wlać kieliszek araku, wybijać łyżką na misce uważając, aby ciasto było tak wolne jak kładzione kluski. Gdy dostanie pęcherzyków, postawić w ciepłem miejscu do wyrośnięcia na całą godzinę,a potem wyrzucić na stolnicę i wyrabiać pączki jak poprzednie. Do smalcu, na którym się mają smażyć dodać przed stopieniem dobrą łyżkę wody, a nie przypalają się i ładnie się smażą.

Pączki drożdżowe parzone (Warszawa 1913)

Pół klgr. mąki zaparzyć 1 litrem wrzącego mleka i rozbijać mocno, aby grudek nie było. Gdy ciasto wystygnie wlać ćwierć ft. drożdży rozrobionych w ćwierć litrze letniego mleka, wymieszać razem i postawić w ciepłem miejscu, aby rozczyna rosła. Osobno ubić 12 żółtek z pół ft. cukru, dodać pół laski wanilii, trochę skórki pomarańczowej drobno usiekanej, a gdy rozczyna się ruszy, lać do niej jaja, dosypać jeszcze pół klgr. mąki, dodać pół ft. sklarowanego masła i wyrabiać ciasto tak długo, aż od ręki, odstanie, poczem postawić w ciepłem miejscu, do wyrośnięcia. Gdy wyrośnie wyłożyć je na stolnicę mąką wysypaną, rozwałkować lekko na palec grubości, wycinać ausztychem małe placuszki, kłaść w środek po parę konfitur wiśni, malin lub pół łyżęczki róży, o ile możności osaczonych z syropu, składać po dwa razem, aby się brzegami ze sobą zlepiły, a ułożywszy sie na sicie, postawić znów w ciepłem miejscu do wyrośnięcia. Potem wrzucać po kilka razem w obszerne naczynie na rozpalony smalec, smażyć na wolnym ogniu na ładny rumiany kolor, wyjmować ostrożnie łyżką druszlakową, obsypać cukrem i układać na półmisku.

Ptysie czyli pączki parzone (Warszawa 1913)

Ćwierć litra wody i 1/8 litra sklarowanego masła zagotować; w gotujące sypać po trochu kopiate ćwierć litra mąki, rozbijając ciasto łyżką, aby grudek nie było. Gdy masa zacznie odstawać od rądla, wystudzić ją, a potem dodać trochę soli i łyżkę cukru, wbijać po jednemu sześć całych jaj i wyrabiać łyżką przez pół godziny. Z tego ciasta urabiać, maczając dłonie w roztopionem maśle kulki wielkości włoskiego orzecha, lub jeśli ciasto przyczepia się do ręki, to kłaść łyżką zmaczaną w maśle okrągłe kulki na rozpalony smalec, lub fryturę, nakryć rądel, bo ptysie wtedy lepiej rosną i smażyć na wolnym ogniu 15—20 minut, aż się ładnie óbrumienią. Wyjmować je łyżką druszlakową, kłaść najpierw na bibułę, aby tłuszcz w nią wsiąkał, potem na półmisek postawiony w cieple, posypywać grubo cukrem z wanilią i smażyć następne. Podać można do nich sok, choć równie dobre są i na sucho.

Chrust bez białek (Warszawa 1913)

6 żółtek utrzeć z tyluż łyżkami cukru do białości, wlać kwaterkę słodkiej śmietanki i pół kieliszka araku, zarobić z mąką tak, aby ciasto było jak na makaron i dało się cienko rozwałkować. Potem wykrawać chrust i smażyć jak poprzedni.

Chrust czyli faworki (Warszawa 1913)

Pół litra mąki, 1 łyżkę masła, 2 kopiate łyżki cukru, 1 jajo, 1 łyżkę octu i gęstej kwaśnej śmietany tyle, aby ciasto się zarobiło, dobrze wygnieść i rozwałkować cienko. Potem pokrajać je w paski, a następne podłużne ukośne kwadraty, które rozcinać kółkiem zębatem i wzdłuż przez środek; jeden koniec ciasta przewlec przez rozcięcie i smażyć faworki w rozpalonym smalcu na ładny złoty kolor. Obsączać dobrze z tłuszczu i układać na półmisku, posypując z wierzchu cukrem z wanilią. Podać do nich miód rozgrzany w sosyerce. Faworki są też dobre na zimno do herbaty.

wtorek, 19 stycznia 2016

Kotlety z jaj. (Warszawa 1915)

Na wsi, gdzie bywa zawsze trudno o dobre, świeże mięso, a nieraz zdarzy się gość lub chory, którego trzeba pożywić, można zrobić naprędce smaczne kotlety z jajek.
3 jajka ugotowane na twardo posiekać drobno; dodać do nich pół bułki, namoczonej w mleku, lub choćby w wodzie, a skoro rozmięknie, i wyciśniętej; wbić surowe jajko, posolić, trochę popieprzyć lub dodać siekanego koperku zielonego, urobić 2 kotlety, obsypać tłuczoną bułką i usmażyć na gorącem maśle lub tłuszczu.

Sałata z kartofli. (Warszawa 1915)

Z kartofli można przyrządzić bardzo smaczną potrawę, odpowiednią zwłaszcza na post, gdy ludzie, mdłem jedzeniem znudzeni, tracą apetyt.
U g o to w a n e w łupinach kartofle obrać. Skoro ostygną (bo gorące się kruszą), pokrajać w krążki lub kostkę, dodać drobno krajanej cebuli, parę kwaśnych surowych jabłek, ze dwa, trzy kiszone ogórki, jednego lub więcej obranych z ości i pokrajanych śledzi; posolić, popieprzyć, zalać octem, a nakoniec pokrasić olejem lub oliwą.
Można też robić taką sałatę bez śledzia.

Różne nadzienia do pierogów. (Warszawa 1915)

Podobne pierogi można robić nadziewając je mięsem, serem, grzybami, śliwkami, powidłami, borówkami, nawet marchwią i burakami. Trzeba tylko wiedzieć, jak każde nadzienie przyrządzić.
Do mięsa, pozostałego z rosołu czy pieczeni wołowej lub cielęcej, trzeba koniecznie dodać tłustej wieprzowiny, n. p. boczku. Skoro jej niema w domu, musimy 1 funt kupić, pokrajać w kostkę, dodać małą cebulę również pokrajaną, podlać trochę wody i poddusić z pół godziny; poczem przepuścić przez maszynkę razem z gotowanem miąsem. Na 2 funty mięsa dosypać ½ szklanki tartej bułki, z czego nadzienia przybywa i staje się pulchniejsze; lub zamiast bułki dodać pozostały od wczorajszego rosołu ryż, czy parę łyżek gotowanej kapusty. Dalej nie zaszkodzi dołożyć jeden lub dwa duszone z wieprzowiną, suszone i posiekane grzyby, posolić, opieprzyć, wlać łyżkę rosołu czy ukropu i 1 jajko, choć bez niego obyć się zupełnie dobrze można, wymieszać wszystko doskonale i wyrabiać pierogi.
Zamiast mięsa można wziąć cielęce płuca, czyli lekkie, serce, śledzionę i kawałek wątróbki, obgotować, posiekać, przyprawić jak mięso z cebulą i pieprzem , a dodawszy trochę tłuszczu, poddusić na słabym ogniu.
Ponieważ ser jest drogi i zbija się w twarde kulki, więc często dodają doń tłuczonych kartofli, albo jaglanej kaszy.
W pierwszym wypadku miękki, tarty na tarce ser lub dobrze odciśnięty tw aróg ugniatają łyżką i mieszają z kartoflami, niektóre gospodynie jeszcze dla zapachu dodają listków pieprzowej mięty.
W drugim, biorąc na kwartę sera kwaterkę jaglanej kaszy, parzą ją i płóczą do czysta w zimnej wodzie, poczem zalewają troszką ukropu i zostawiają pod pokryw ką na kwadrans na stole, aby napęczniała. Następnie ser mieszają z kaszą i postępują jak wyżej.
Urabia się też jeszcze ser z żółtkami, cukrem, pianą z białek i dodaje rodzenków , a wtedy i do ciasta należy w sypać ¼ funta pudru.
Ugotowane grzyby osącza się na sicie, sieka, poddusza z cebulką i masłem; poczem na pół funta grzybów dodaje się pół szklanki tartej bułki i robi małe pierożki.
Zamiast bułki można dodać do grzybów pół na pół uduszonej, posiekanej kapusty.
W ciasto na pierogi można w lecie zawijać wiśnie i czereśnie, w jesieni po dwie, trzy śliwki węgierki, w zimie ugotowane i odcedzone śliwki, ale wprzódy trzeba z nich wyjąć pestki, raz dla tego, aby nie używać robaczywych, powtóre, aby wypadkiem nie połknąć pestek, co często nie szkodzi, ale czasem powoduje śmierć.
Doskonałe są pierogi nadziewane powidłami ze śliwek lub borówek. Do tych ostatnich można także dosypać tartej bułki.
Do pierogów bierze się też mak. W tym celu trzeba pół kwarty maku sparzyć wrzątkiem i zostawić, żeby wystygł, to napęcznieje i zmięknie, poczem da się uwiercić w zwyczajnej glinianej niepolewanej donicy. Następnie dodaje się miałkiego cukru lub miodu, garść opłókanych rodzynków, parę krajanych migdałów słodkich lub orzechów włoskich, co razem stanowi nader smaczne nadzienie.
Nakoniec pieką w niektórych okolicach u nas pierogi z marchwią i burakami.
Marchew i buraki opłókać doskonale i wstaw ić w łupinie. Gdy są jeszcze chrupkowate, t. j. napół ugotowane, obiera się je i sieka tasakiem lub maszynką od mięsa, poczem soli się, suto obsypawszy makiem i nakłada w ciasto.
Ponieważ te ostatnie pierogi robi się na ścisły post, więc do ciasta, zamiast masła czy frytury, można wziąć dwie łyżki oleju, a marchwi i buraków krasić już nie trzeba, bo mak zawiera w sobie dosyć tłuszczu.

piątek, 15 stycznia 2016

Ogólne uwagi o przygotowaniu i pieczeniu różnego pieczywa (Warszawa 1908)

Wyrób pieczywa zależny jest przedewszystkiem: 1) od materyału, czyli mąki, wody i soli — 2) od f e r m e n t a c y i , czyli drożdży lub zakwasu — 3) od w y r o b i e n i a ciasta i 4) od w y p i e c z e n i a.
M ą ka, jaką się używa do różnego gatunku pieczywa, może być rozmaita, jak: jęczmienna, owsiana, kartoflana, kukurudzowa — najlepsza wszakże jest pszenna i żytnia. Mąka zbożowa zawiera w sobie dwa główne składniki: a) mączkę czyli s k r o b i ę i b) c i a ł a b i a ł k o w a t e nierozpuszczalne w wodzie, jak włóknik, klej zbożowy itd., noszące ogólną nazwę glutenu. Oprócz tego znajduje się w mące c u k i e r i c i a ł a b i a ł k o w a t e rozpuszczalne w wodzie, trochę tłuszczów i mała ilość części mineralnych. M ą c z k a wypełnia wnętrze ziarna czyli jądro; co się tyczy glutenu, rozróżnić w nim trzeba włóknik, który się znajduje przeważnie w zewnętrznej warstwie ziarna, i klej zbożowy, który wraz z mączką wewnątrz ziarna się mieści. Klej ten głównie czyni mąkę zdatną do wyrobu pieczywa, a jako pożywny i strawniejszy od włóknika, podnosi znacznie wartość pożywną mąki. Największa ilość kleju znajduje się w mące pszennej; im wyższy gatunek mąki, tym więcej w niej kleju; w poślednich gatunkach i w mące żytniej jest go trochę mniej, najmniej zaś w otrębach, które znów większą ilość włóknika posiadają, mąka zaś ryżowa wcale glutenu nie zawiera.
M ą c z k a czyli s k r o b i a nie rozpuszcza się w zimnej wodzie, natomiast w gorącej wodzie ziarenka jej nabrzmiewają, zwiększając swą objętość do 30 razy. G l u t e n również nie rozpuszcza się w wodzie, tylko ją pochłania, stając się przez to lepkim, sprężystym i ogromnie rozciągliwym. Te właśnie jego własności są koniecznym warunkiem podchodzenia czyli ruszania się ciasta. J a k o ś ć i i l o ś ć m ą k i z danej ilości zboża zależy od jakości tego zboża, od sposobu mielenia, pytlowania, przesiewania, przechowywania i t. p. Im ziarna są zdrowsze, t. j. twardsze i pełniejsze, tym więcej dadzą mąki, a mniej otręb, i tym więcej mąka, szczególniej pszenna, zawierać będzie glutenu. Mąka razowa powstaje z jednorazowego rozdrobnienia ziarna na mniej lub więcej drobne cząstki, jest zmieszana z otrębami i ma ciemne zabarwienie. Mąka pytlowa powstaje również z jednorazowego rozdrobnienia ziarna z tą różnicą, że ziarno to podlega uprzedniemu oczyszczeniu z grubych domieszek, następnie mąka jest przesiewana przez jedwabne pytle rozmaitej grubości. Najcieńszy pytel daje mąkę najbielszą, bo przepuszcza najmniej otrąb. Dobra mąka pszenna pytlowa powinna mieć białość nieco żółtawą, powinna być jasna, sucha z połyskiem, pod palcami gładka i przylegająca; powinna być bez smaku, a mieć właściwy sobie zapach świeżości; ściśnięta w ręku, powinna się zbijać w bryłkę, a zmieszana z wodą, ciągnąć się jak klej.
Mąkę nadpsutą poznać można po zapachu, smaku i pozorze. Odznacza ją zapach stęchlizny lub kwasu, smak jej kwaśny, jak starego klajstru, kolor czerwonawo brudny. Mąka stęchła, zarobaczona lub sfałszowana różnemi szkodliwemi domieszkami (gips, wapno i t. p.) jest trucizną, powodującą najrozmaitsze choroby. Mąka ze zdrowej i suchej pszenicy przechowywać się daje przez rok i dłużej; mąka zaś wilgotna łatwo ulega fermentacyi. Najlepsza mąka u nas używana do wyborowego pieczywa jest besarabska Nr. 0 lub krajowa 2/00 i 3/00. W czasie wielkich upałów i podczas burzy pod wpływem nagromadzonej elektryczności, może się cały zapas mąki wilgotnej zepsuć w przeciągu 24 godzin. Najlepiej mąkę przechowywać w skrzyniach lub workach, w miejscu suchem i przewiewnem. Worki stawiać należy na deskach lub żerdziach na podwyższeniu, odosobniając jedne od drugich, tak, aby między niemi był wolny dostęp powietrza. Jeżeli mąka przechowuje się w skrzyniach, to skrzynie powinny być na nóżkach i mieć u dołu zasuwane z góry na dół drzwiczki do wybierania mąki lub z wierzchu wieko zamykane. Należy zwracać baczną uwagę, czy się mąka nie zagrzewa, gdyż podwyższenie ciepłoty wskazuje, że fermentacya się zaczęła. W takim razie mąka zaczyna się wzbijać w grudy, a nawet pod wpływem fermentacyi w przeciągu kilku dni w jedną bryłę, do tego stopnia, że nie jest zdatną do użycia bez poprzedniego rozbijania, przesiewania i przesuszania. Taka mąka nietylko traci na wartości, ale jest nawet szkodliwą, gdyż zawarty w niej gluten ulega rozkładowi, nie można jej więc używać do wyrobu pieczywa, ale ponieważ mączka, czyli skrobia, w najbardziej wilgotnej lub stęchłej mące pozostaje nietkniętą, zatem można mąkę zepsutą zużyć do w y r o b u krochmalu.
Uwaga. Przed użyciem należy mąkę zawsze przesiać.

W o d a , jaką się używa do wyrobu pieczywa, oprócz wodociągowej, może być źródlana, rzeczna, a nawet deszczowa czysta. Kwas węglowy (dwutlenek węgla) znajdujący się najczęściej w świeżej źródlanej wodzie, wywiera na pieczywo wpływ bardzo korzystny. Woda studzienna zaś twarda, z powodu zawartych w niej soli wapiennych, bywa nawet zalecaną przez hygienistów (Liebig). Według Liebiga wyśmienity jest chleb pszenny n a w o d z i e wapiennej, z trzech powodów: 1) Pszenna mąka mało zawiera wapna, które jest pożytecznym składnikiem żywności ludzkiej; 2) woda wapienna mniej się ulatnia niż czysta i dlatego chleb na niej robiony, przy tej samej ilości mąki i wody, ma znacznie większą wagę; 3) wapno niszczy znajdujące się w mące kwasy, które czynią chleb dla wielu osób niestrawnym. Używając wody wapiennej, trzeba do ciasta dodać więcej soli.
W lecie woda nic potrzebuje być ogrzewaną, bo sama przez się ma 15—18° ciepła; w zimie trzeba ją ogrzać, by do tego stopnia ciepłoty doprowadzić. Ciasto zarobione wodą ogrzaną bywa bielsze, bardziej elastyczne i tęższe; przeciwnie, rozczynione wodą zbyt gorącą, rozlewa się, opada i pożądanej białości nie osiąga. Do żytniej mąki powinna być woda cieplejsza, jak do pszennej. Ilość wody potrzebnej do wyrobu ciasta zależną jest 1) od w i l g o t n o ś c i mąki: im mąka wilgotniejsza, tym mniej wody potrzeba; 2) od wilgotności powietrza w danej chwili, od którego mąka wilgotnieje; 3) od gatunku mąki: lepsze gatunki zawierają więcej glutenu, więcej też wody pochłaniają i 4) od g a t u n k u pieczywa, jakie otrzymać chcemy. Mąka zdrowa, sucha i dobrze przechowana, wchłania d w i e trzecie swojej wagi wody, więc n. p. potrzeba na 6 f. mąki, 2 kwarty wody; jeżeli mąka jest bardzo sucha, to może wchłonąć jeszcze więcej wody. Pośledniejsze gatunki wchłaniają wody połowę swojej wagi (3 f. Mąki — 1 ½ kwarty wody), a mąka ze zwilgotniałego zboża zaledwie trzecią część. Wszakże im bardziej ciasto się miesi, tym więcej wody w nie wsiąka. Za mała ilość wody sprawia, że pieczywo się nie wypieka i jest bez połysku; za wielka ilość sprawia, że mało ma smaku. Woda, w cieście zawarta, przy pieczeniu paruje, stąd ciasto traci przeszło 1/5 swei wagi.
Ciasto wyrabiać można nietylko na wodzie, ale także na serwatce lub mleku słodkiem albo kwaśnem, czystem czy też mieszanem z wodą. Mleko wzmaga pożywne własności pieczywa, a zarazem do ciężaru jego się przyczynia.
S ó l , w małej ilości do ciasta dodana, zmniejsza kwas, sprawia, że ciasto jest tęższe, że się nie rozlewa, że pieczywo jest smaczniejsze i strawniejsze. Mąka sucha mało soli wymaga; chleb, rozczyniony dobrym kwasem, silnie miesiony i dobrze upieczony, jest lepszy i bielszy z mniejszą ilością soli, niż z większą. Aby do ciasta soli dodać, trzeba ją rozpuścić w wodzie, albo drobniutko rozetrzeć; solić należy ciasto dopiero p o r o z c z y n i e n i u , bo sól spóźniłaby jego fermentacyę; liczy się zwykle 20—30 gr. soli na 1 litr wody czyli 2—3 łutów na 1 kwartę. Warunki fermentacyi ciasta są: 1. R o z c z y n i e n i e , t. j. wprowadzenie fermentu,
2. M i e s i e n i e , t. j. ułatwienie przystępu powietrza,
3. Ciepłota.
F e r m e n t , używany do ciasta, jest dwojakiego rodzaju: s p i r y t u s o w y lub k w a ś n y . P i e r w s z y pochodzi z drożdży (są to szumowiny zbierane w czasie fermentacyi piwa), drugi z m ą k i z a k w a s z o n e j.
Stosownie do tego, jakie pieczywo chcemy otrzymać, używamy jednego lub drugiego. Do ciasta słodkiego i do pieczywa lepszego, w którem chcemy uniknąć smaku kwaśnego, używać należy drożdży. Do chleba pytlowego używa się albo samego zakwasu, albo mieszanego w połowie z drożdżami. Ś w i e ż e drożdże powinny być biało żółtawe i odłamywać się, nie krusząc się. Dobre drożdże poznać można, gdy się je rozpuści w letniej wodzie, a kilka kropel tego płynu wpuści do wrzącej wody, wtenczas nie opadają na spód, tylko na wierzch wypływają. Drożdże należy rozpuszczać w ciepłej, lecz nie w r z ą c e j wodzie, lub w ciepłem mleku (25—30°) i dobrze je pierwej rozkłócić, nim do ciasta dodane zostaną; gdyby się zaparzyły, straciłyby swą moc.
D r o ż d ż e p r z e c h o w y w a ć trzeba w miejscu suchem i chłodnem, lecz nie w lodowni, ani na mrozie, gdyż zwilgotniałyby i straciłyby swą moc — w ten sposób można je utrzymać w świeżości 2—3 tygodni. Oprócz drożdży używa się jeszcze do fermentacyi chleba, tak zwanego zakwasu. Zakwas jest to kawał kwaśnego ciasta, którem rozczynia się mąkę z wodą, przeznaczoną na pieczywo. Otrzymać go można trojakim sposobem: albo przechowując część zakwaszonego już ciasta z poprzedniego pieczywa, albo wytwarza się go za pomocą drożdży, albo rozczynia się letnią wodą z mąką i tę rozczynę trzyma się w ciepłem miejscu, w zetknięciu z powietrzem, tak długo, aż skwaśnieje.
Zakwas z pszennnej mąki robi się w sposób następujący: funt suchej mąki rozczynić z ½ kwartą ciepłej wody, mającej około 20°; jeżeli mąka wilgotna, to mniej wody; rozczynę tę postawić przy piecu lub w cieple na 10—12 godzin, po tym czasie powtórnie rozczynić to ciasto z taką samą ilością wody, nieco cieplejszą i znów postawić w cieple, aż podejdzie do podwójnej objętości, wtenczas odstawić w chłodne miejsce, aż do użycia. Najlepiej zakwas zebrać w jedną bryłę, gdyż tym sposobem ma więcej siły i prędzej kwaśnieje.
Z a k w a s z ż y t n i e j m ą k i robi się zwykle rzadszy, gdyż przez to prędzej kwaśnieje, więc potrzebuje więcej wody; mąkę należy po trosze sypać do naczynia z letnią wodą, ciągle mieszając, aż się utworzy gładki, gęsty płyn. Naczynie z tym zakwasem postawić w ciepłem miejscu odkryte, a w 3 dni będzie gotów. Taki żurek z żytniej mąki nie prze-kwaszony, może również służyć jako wyborna i pożywna polewka dla dzieci i osób słabych.
Z a k w a s z d r o ż d ż y ma swoje znaczenie, gdy chodzi o pośpiech, bardzo prędko bowiem dochodzi do fermentacyi; przyrządza się w ten sam sposób, jak z pszennej mąki, biorąc 2—3 łuty drożdży na 1 kwartę wody lub mleka ogrzanego.
Chcąc sobie ułatwić przygotowanie zakwasu, najlepiej po miesieniu ostatniego pieczywa zatrzymać kawałek ciasta w dzieży, które, zbite w jedną bryłę, postawić z dzieżą w ciepłem miejscu, używając go następnego dnia. Gdyby ten zakwas miał być użyty dopiero po kilku dniach, natenczas należy go przechować w miejscu bardzo zimnem, n. p. w lodowni albo piwnicy, lub też zanurzyć go w bardzo zimnej wodzie, aby powstrzymać dalszy rozwój fermentacyi.
Taki zakwas można również utrzymać dłuższy czas przez tak zwane odmładzanie. Polega ono na tem, że do zakwaszonego już ciasta dogniata się codziennie pewną ilość świeżego; n. p. jeżeli zakwas ma być użyty po dwóch dniach, to trzeba zostawić tylko połowę potrzebnej ilości, a następnego dnia dogniata się drugie tyle mąki z wodą; jeżeli po 3 dniach, to zostawia się 1/3 ciasta, a przez 2 następne dni dodaje się po 1/3 świeżego. Za długo lub za ciepło przechowany zakwas kwaśnieje i jako zepsuty, nie jest zdatny do użycia. W zimie potrzebny zakwas silniejszy, liczy się zwykle, że na zakwaszenie ciasta na 60 f. chleba, potrzeba przygotować zakwasu z 1 f. Mąki i ½ kw. wody.
Gdy ferment już przygotowany, czy to w postaci drożdży czy zakwasu, następuje r o z c z y n i e n i e ciasta. Płyn, którym się dany ferment rozprowadza, musi być koniecznie ogrzany, jak już wspominałam wyżej. Wtenczas z mąki, która powinna już być przesiana w dzieży, w niecce lub w misce, robi się w pośrodku ręką studzienkę i, lejąc wolno płyn z fermentem, należy mąkę zbierać z brzegów do środka i z płynem mieszać tak długo, aż się utworzy gładka, jednolita masa. Rozczyn na ciasto w większej ilości może być twardszy i gęściejszy; w mniejszej zaś ilości powinien być wolniejszy; ostatni prędzej podchodzi. Rozczyn posypuje się cienką warstwą mąki i stawia w cieple, n. p. przy lub na piecu; powinien wyrosnąć o dwa razy więcej. Można poznać, że rozczyn gotowy do miesienia, jeżeli wszystka mąka, którą był posypany, została przez ciasto wchłoniętą i jeżeli objętość jego conajmniej się podwoiła.
Jeżeli ciasto nie chce rosnąć jak należy, co się zdarza czasem, gdy drożdże niedobre, to można wsypać odrobinę sody sproszkowanej. Rozczyn na chleb najlepiej zostawić na noc w ciepłej piekarni, a po 10 godzinach będzie gotowy do miesienia. M i e s i e n i e ma wielką doniosłość przy pieczywie, a nawet, można powiedzieć, należy do najważniejszych czynności w sztuce piekarskiej i cukierniczej; ma bowiem na celu wprowadzenie do ciasta tlenu, zawartego w powietrzu. Tlen znów jest niezbędnym warunkiem fermentacyi, gdyż wytwarza kwas węglowy, podnoszący i spulchniający ciasto. Miesienie odbywa się w rozmaity sposób: ciasto żytnie więcej się u b i j a, ciasto pszenne więcej się zrywa i wyciąga. Najłatwiejszy sposób miesienia jest następujący: ciasto podebrać oburącz tak, aby końce palców się stykały i, uniósłszy je w górę, nacisnąć wielkimi palcami, a jednoczesnem szarpnięciem rąk, zrywać ciasto i zrzucać je napowrót do dzieży. W ten sposób należy przerobić kawałkami wszystko ciasto, najpierw wolniej, potem coraz energiczniej, tak długo, aż przestanie przylegać do rąk i pęcherzyki zaczną się pokazywać. Wtenczas zgarnąć je na jedną stronę dzieży lub do środka, żeby się nie rozlewało na boki, nakryć i postawić w cieple, żeby urosło trzy razy tyle. Kiedy chodzi o pośpiech, to należy stawiać ciasto blizko pieca, albo na piecu, dla przyśpieszenia fermentacyi.
Ciasto przeziębione nie podchodzi, a po upieczeniu jest ciężkiem i niestrawnem i skórka odstaje od miękisza. Przy większej ilości pieczywa i w dużych piekarniach, zastępują ręczne miesienie, dzieżami mechanicznemi, które oszczędzają dużo sił i czasu, a przytem ze względu na czystość, z korzyścią mogą zastąpić pracę ręczną. Podeszłe ciasto jest gładkie, świecące, a pod naciśnięciem palca już się nie podnosi.
Zatem należy zwracać baczną uwagę, aby we właściwą porę rozpocząć w y r a b i a n i e bochenków, czyli kulanie. Ciasto przeznaczone na wyrabianie chleba lub bułek, należy odcinać nożem, lub przy większej ilości stosowną maszyną i ważyć, dokładając zawsze trochę więcej ciasta na wypieczenie; i tak na bochenek funtowy, wziąć 1 funt i 2 łuty ciasta.
To odważone ciasto kula się na stolnicy, posypanej mąką, obejmując oburącz i nadając mu kształt albo okrągły, albo podłużny; okrągłe bochenki trzeba na środku ręką przypłaszczyć, bo środek się najwięcej podnosi, a podłużne tak urobić, aby środek był wyższy od końców. Bochenki okrągłe tracą mniej na wadze, lecz podłużne, mając więcej skórki niż miękiszu, są s t r a w n i e j s z e i do krajania dogodniejsze. Po wyrobieniu, bochenki lekko przysypują się mąką i układają na deskach lub w odpowiednich koszykach, płótnem wysłanych; pszenne zaś pieczywo, jak chleb angielski lub francuski, wkłada się w formy blaszane, wysmarowane masłem. Pieczenie w formach ma tę dogodność, że pieczywa tego nie potrzeba już wyrabiać, tylko włożywszy ciasta mniej, niż połowę, tak, jak przy plackach, wstawić do pieca, a bochenki będą miały równy kształt. Koszyki znów są o tyle korzystne, że, gdy ciasto wolne, to się w nich nie rozlewa, tylko ładnie równo podchodzi, mniej też jest narażone na przeziębienie. Płótno w koszykach musi być lekko wysypane mąką, po wyrośnięciu zaś wyrzuca się bochenki na łopaty lub blachy otrębami wysypane i wstawia do pieca. Piece piekarskie bywają rozmaite: żelazne, kaflowe, ceglane, murowane, ogrzewane rurami, wodą gorącą lub parą, węglami ze spodu lub wewnątrz drzewem opalane. Najzwyczajniejsze piece są z cegieł ogniotrwałych, które się wewnątrz wypala grubemi polanami drzewa. We wszystkich piecach powinny drzwiczki szczelnie się zamykać. Ważną jest rzeczą mieć w piecu jak najwięcej pary. Przy zwykłych piecach starego systemu, piekarze wiążą na kiju słomiane wiechcie lub grube płachty płócienne, które maczają w wodzie i rozpalony piec niemi obmywają dla wytworzenia pary; jest to tak zwane „wygaszanie” pieca. Można też wlać pewną ilość wody na rozpalone cegły i zaraz prędko piec zamknąć, a po chwili, gdy syczenie ustaje, wstawić chleb, zamykając znów szczelnie drzwiczki. W nowo udoskonalonych piecach istnieją specyalne przyrządy i naczynia żelazne napełnione wodą, które parę wywołują. Najważniejszym warunkiem udania się pieczywa jest dobry piec, odpowiednio ogrzany. Najlepszą tu wskazówką — własne doświadczenie i rutyna; ogrzanie bowiem pieca zależy od różnych okoliczności i tak: I. od pory roku: w zimie potrzeba większego ogrzewania, aniżeli w upał, II. od gatunku drzewa: twarde drzewo lepiej i prędzej opala jak miękkie i III. przedewszystkiem od rodzaju pieczywa zamierzonego. I tak: chleb pszenny, owsiany, jęczmienny, bułki, ciasto wolne, lekkie, dobrze miesione i wyrośnięte, jakoteż mniejsze bochenki, potrzebują pieca gorętszego, a przeciwnie, ciasto cięższe, chleb żytni, bochenki wielkie, pieczywo z mąki pośledniej, potrzebuje pieca wolniejszego i dłuższego pieczenia.
Uwaga. Stopień ciepła pieca podamy przy poszczególnych gatunkach ciast. Zwykle się poznaje, czy piec jest dostatecznie ogrzany, kiedy sklepienie bieleje i kiedy garść mąki wsypanej do pieca rumieni się, a nie pali. W piecach najnowszego systemu, są pirometry, wskazujące stopień ciepła; i tak piec gorący powinien mieć 300—350°, piec średni 250°.
W każdej porządnej piekarni powinny się znajdować następujące sprzęty:
1. Skrzynie do mąki.
2. Szufla blaszana lub łopatka drewniana do mąki.
3. Sito do przesiewania mąki.
4. Kwarta do wody.
5. Dzieża lub niecka do rozczyniania i miesienia ciasta.
6. Waga.
7. Dwa noże piekarskie.
8. Deski, na których pieczywo podchodzi.
9. Koszyki okrągłe i podłużne, na podchodzenie chleba.
10. Formy blaszane lub drewniane do białego pieczywa.
11. Dwie łopaty drewniane do wsadzania chleba.
12. Łopata żelazna do wygarniania węgli; wiadro żelazne do gaszenia węgli.
13. Miotły dwie, jedna do pieca, druga do podłogi.
14. Miotełka do zmiatania mąki ze stołu.
15. Pędzel lub mała miotełka do zwilżania chleba.
16. Konewka do wody czystej, wiadro do brudnej, miednica i ręcznik, ściereczka.
17. Stół i stolnice.
18. Półki do stawiania form różnych.
19. Stalugi żelazne do stawiania blach żelaznych.
20. Kosze do roznoszenia pieczywa.

wtorek, 12 stycznia 2016

Zupa chlebowa 1

Ugotować dobry rosół z włoszczyzną. Chleb żytni albo dobry razowy pokrajać cieniutko, osolić, włożyć do wazy i nalać wrzącym rosołem, ale tylko tyle, aby zaledwie chleb nakryć, i niech tak chwilkę postoi. Potem wbić tyle całych jaj, ile osób, na chleb, i zalać prędko wrzącym rosołem, aby się białka ścięły, a żółtka pozostały miękkie. Przed wydaniem można jeszcze włożyć, kto lubi, kawałek pokrajanej wę­dliny, n. p. ozoru, dobrej kiełbasy, chudego boczku, szynki, kiełbaski parowe, czyli wirsztle i t. p.
(Kraków 1895)

Buljon podawany w filiżankach

Do zwykłego, dobrze ugotowanego rosołu włożyć kawałek suchego buljonu mięsnego, lub też na każde cztery filiżanki rosołu wrzucić kostkę krajowego bulionu „Ninabur“, a nie żadnych zagranicznych „Maggi" i.t.p. Raz zagotować i podać w filiżankach z grzankami, pasztecikami i.t.p. Można też taki buljon podać na talerzach, kładąc na każdy talerz plasterek „royal‘u“, jajko poszetowe, lub parę knelek z kury, oddzielnie ugotowanych. Jajka poszetowe robi się, spuszczając je po jednem wprost ze skorupki na wrzącą wodę, zagotowaną z octem w plaskiem naczyniu.
Skoro tylko białko się zetnie, wyjmuje się je durszlakową łyżką. „R o y al” jest jakby jajecznicą, ugotowaną na parze. Na sześć osób ubić mocno trzy całe jaja z dwiema łyżkami śmietanki, osolić, włożyć do foremki w kształcie wąskiej szklaneczki, wysmarowanej masłem, wstawić w rondelek z gotującą się wodą i gotować tak na parze , aż się mocno zetnie.
Przed podaniem wyrzucić, pokrajać w plastry i kłaść po takim plasterku na każdy talerz; knelki podaję przy rosole z kury.
(Warszawa 1929)

Rosół z wołowiny

Półtora kilo mięsa — od krzyżowej, zrazowej, środka łopatki, mostku lub szpondru — zalać czterema litrami wody. Dodać włoszczyznę: sporą marchew , pietruszkę, pół selera, pól pora, rozkrajaną na pół i przyrumienioną na blasze cebulę. Gdy rosół zawrze; starannie zbierać wypływające na wierzch szumowiny. Gdy już dobrze zszumowany, wrzucić parę ziarn pieprzu, tyleż ziela, pól małego listka i gałązkę zielonego lub suszonego koperku, osolić — niezbyt mocno, gdyż przy gotowaniu rosół staje się bardziej słony. Narazie gotować na dużym ogniu, a gdy piana przestanie się pokazywać na powierzchni, przesunąć na brzeg blachy i gotować jak najwolniej, aż mięso zmięknie, a rosół się wygotuje do trzech litrów. Gdyby się rosół zanadto wygotował, dolać go zimną wodą, — a nie gorącą — jak to czyni wiele kucharek, przez co rosół nabiera zapachu ścierki. Dolawszy zimną wodą, zagotować ponownie.
Tak ugotowany rosół powinien mieć dobry, wzbudzający apetyt, aromat, jasno złoty kolor i musi być zupełnie klarowny. Gotować go trzeba, zależnie od miękkości i kruchości użytego nań mięsa, od dwóch i pół do trzech i pół godzin. Wiosną, gdy świeżych jarzyn jeszcze niema, a stare mają przykry odór piwnicy, stanowczo lepiej użyć do rosołu jarzyn suszonych. Na noc należy je namoczyć w zimnej wodzie, a gdy doskonale wybrzękną, z tą wodą włożyć je do rosołu. Jedno deka dobrej suszonej włoszczyzny starczy do tej ilości rosołu.
Rosół taki służy za podstawę do całego szeregu zup zaprawianych i zabielanych. Jako rosół czysty, możemy go podać z włoszczyzną, która się w nim gotowała, krając ją ładnie, i zagotować w nim przed podaniem włoską kapustę, pokrajaną na ćwiartki, oraz kilka kartofli, pokrajanych w talarki lub paski. Jeżeli do takiego rosołu dodajemy ryż łub makaron kupny, domowe kluseczki krajane, lub drobną kaszkę — należy te dodatki ugotować w oddzielnym rondelku na wodzie, lub na tymże rosole, i dopiero przed podaniem zmięszać z resztą rosołu, aby go nie zmącić. Kluseczki kładzione, parzone lub francuskie, a także kluseczki z drobnej kaszki —- spuszczamy wprost na wrzący rosół, zawsze kładąc je małą łyżeczką, każdorazowo maczaną w rosole, aby kluski do niej nie przystawały Dawniej twierdzono, że dobry rosół można ugotować jedynie w kamiennym, specjalnie tylko do rosołu używanym garnku. Jest to przesąd, jak wiele innych przesądów, niczem nie uzasadniony. Rosół, gotowany w rondlu miedzianym pobielanym, żelaznym emaljowanym , aluminjowym, niklowym może być również smaczny, o ile jest starannie przyrządzony. Ponieważ zwykle przy gotowaniu rosołu podaje się po nim sztukę mięsa, czyli bierze mięsa więcej, niż na zupę potrzeba — podaję tu ilość rosołu, dostateczną na dwa dni dla 5 —6 osób. Po ugotowaniu rosołu należy więc połowę jego odlać w inne naczynie i wynieść na chłód; pozostały rosół zaprawia się dodatkami, z któremi mamy go tego dnia podać. Rosół odlany może stać latem do dnia następnego, zimą zaś nawet dwa i trzy dni w chłodnej śpiżarni przechować go można.
(Warszawa 1929)

O zachowaniu się przy stole

Siedząc przy stole, należy zwracać baczną uwagę na siebie, aby nie popełnić nic takiego, co by zdradzało złe wychowanie. Miejsce przy stole należy zajmować bez hałasu, nie potrącać stołu i krzeseł, nie odsuwać ich głośno. Młodsze osoby siadają w tedy, gdy najpoważniejsza wiekiem lub stanowiskiem zajęła już miejsce. Serwetę należy rozłożyć na kolanach, nie plamić i miąć bez potrzeby w rękach.
Zupę należy jeść bez hałasu, nie ciągnąć ustami, nie mlaskać językiem i nie dmuchać. Do zupy nie należy wkładać chleba, i talerza nie przechylać i nie wyczerpywać do ostatniej kropli. Po jedzeniu należy łyżkę pozostawić na talerzu. Po zmianie talerzy, które zabiera się z prawej strony, podaje się potrawy z lewej strony. Potraw nie należy wybierać i zbyt obficie sobie nakładać na talerz i nie jeść zbyt łapczywie i nie opóźniać się, gdyż uważna gospodyni każe dopiero wtenczas sprzątać ze stołu, gdy wszyscy przestali jeść. Mięso należy jeść w ten sposób, że widelec trzyma się w lewej ręce a nóż w prawej. Do ryb należy używać wyłącznie widelca, pomagać sobie można przy wybieraniu ości skórką chleba. Przy spożywaniu ryb używa się także specjalnych nakryć, składających się z widelca i noża o szerokich i krótkich ostrzach.
Przy stole należy siedzieć prosto, nie odwracać się do sąsiada plecami, rozmawiać półgłosem, unikać wybuchów głośnego śmiechu, hałaśliwej rozmowy i szeptania na ucho. Obowiązkiem każdego gościa jest zająć się sąsiadem i podtrzymywać z nim rozmowę. Hasło do wstawania od stołu daje pani domu. Serwetę należy położyć na stole, zwrócić się do gospodarzy z podziękowaniem, a następnie do najbliższego sąsiada.
(Kępno 1933)